Ministerstwo Finansów i rząd nie planują wprowadzenia jakiejś formy podatku katastralnego - zapewniał w sobotę z trybuny sejmowej premier Donald Tusk.
Była to odpowiedź na pytania, które zadali w czasie piątkowej debaty w Sejmie Barbara Bubula z PiS, Beata Kempa z Solidarnej Polski i Leszek Miller z SLD. - Czy prawdą jest to, o czym mówi się bardzo głośno w kuluarach, że zamierza pan wprowadzać podatek katastralny? Panie premierze, proszę powiedzieć, czy to jest prawda! - grzmiała poseł Kempa.
Premier Tusk uciął tego typu spekulacje. A wyprzedzając ewentualne pytanie, czy taka koncepcja może pojawić się w przyszłości, odpowiedział: - Trudno mi mówić za następców. W naszych planach nie mamy wprowadzenia podatku katastralnego, chociaż zdajemy sobie sprawę, że w wielu państwach jest on dość użytecznym narzędziem. Otwarcie jednak odpowiadam, że mój rząd nie zakłada wprowadzenia tego podatku.
Wyjaśnijmy, że dziś wysokość podatku od nieruchomości zależy od jej powierzchni. Gmina ustala stawkę, której górny pułap jest określony w ustawie. W przypadku podatku zwanego katastralnym jego wysokość zależy od wartości nieruchomości. Z punktu widzenia fiskusa jest absurdalne, że właściciel domu położonego w centrum Warszawy płaci dziś tyle samo, co posiadacz podobnej kamienicy w małej miejscowości.
Pierwsze przymiarki do zmiany sposobu opodatkowania nieruchomości miały miejsce już na początku lat 90. Jednak w 1994 r. wybuchł wokół sprawy podatku katastralnego skandal. Jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Finansów powiedział dziennikarzom, że roczna stawka podatku wyniesie 8-10 proc. wartości nieruchomości. Ministerstwo Budownictwa oraz Ministerstwo Finansów zdementowały tę informację. Ostatnim politykiem, który zapowiadał wprowadzenie podatku katastralnego, był Leszek Balcerowicz w czasach rządów AWS-UW. Wzmianka na ten temat była także w programie wyborczym Platformy Obywatelskiej z 2001 r. Ale od tej pory politycy odżegnują się od tej idei.
źródło:wyborcza.biz